Daliby spokój temu Chopinowi. Rozumiem, że Rok Chopinowski i dwusetna rocznica urodzin – ale do cholery, to co się teraz wyprawia, może mieć efekt odwrotny do zamierzonego.
Gdzie nie spojrzysz – Chopin. Gdzie nie posłuchasz – Chopin. Gdzie nie dotkniesz – Chopin. Chopin, Chopin, Chopin, Chopin, Chopin, Chopin, wszędzie Chopin! Na śniadanie Chopin, na obiad Chopin, na podwieczorek Chopin, a na kolację – dla odmiany – Chopin.
Przez takie ciągłe, nachalne wręcz wciskanie gdzie popadnie polonezów, mazurków i innych fryckowych akcentów, zamiast coraz bardziej ludzi zainteresować Chopinem, poprzez ciągłe wciskanie go wszędzie gdzie się da mogą sprawić, że Frycek wielu osobom po prostu weźmie i się znudzi…
Rok temu był Rok Karłowiczowski. Czemu obchodów jego rocznicy śmierci nie zorganizowano z podobną pompą? Czy poza szkołami, którym Karłowicz patronuje, oraz poza jakimiś pojedynczymi instytucjami organizującymi koncerty, ktoś zrobił cokolwiek? Nie wydaje mi się. Dzisiaj jak pytam ludzi czy wiedzą, kim był patron mojej szkoły, najbardziej optymistyczna odpowiedź brzmi „ymmm… em… hm… kompozytorem… dobrze mówię?” -,-
Podobnie zresztą jest z odpowiedzią na pytanie typu „wymień jakichś kompozytorów polskich”. Najczęściej słyszę tylko jedno nazwisko – Chopin. No, może jeszcze ewentualnie ktoś coś bąknie o Pendereckim. A Karłowicza, Wieniawskiego, Lutosławskiego, Szymanowskiego i innych to pewnie cicia papoł (= kot zjadł).
Sorry, Frycek, ale czuję, że musiałem, po prostu musiałem to napisać. Po prostu pewni dużo wyżej ode mnie stojący w hierarchii kulturalnej ludzie w tym kraju sprawili, że mi się przejadłeś Ty i Twoja muzyka.