Stoję sobie dzisiaj na dworcu autobusowym w Katowicach. Czekam na „dwunastkę”. Na uszach słuchawki, do czaszki wlewam sobie mixtape’y Stumbleine’a…
I nagle słyszę łomot. Jebnięcie porównywalne jedynie z atomówką. Spoglądam, patrzę – dziewczyna leży. Gdzieś jej się spieszyło, tak bardzo, że przechodząc – czy raczej lecąc na oślep – z galerii handlowej na przystanek nie zauważyła krawężnika i padła na twarz, rozwalając przy tym okulary.
Wstaje. Otrzepuje się. Maca się to tu, to tam, sprawdzając czy krew nie leci. No niestety, leci.
Okulary do wymiany, a brew w kawałkach. Tak oto skończył się sprint na przystanek.
Podchodzę i daję wszystko, co mam, a co może doraźnie posłużyć za opatrunek – chusteczki. Dziewczyna stała i sprawdzała się już dłuższą chwilę, nikt nie przychodził jej z pomocą, więc wręczając jej paczkę chusteczek pomyślałem sobie: „Ech, znowu ta jebana polska ludzka znieczulica”…
A tu miłe zaskoczenie. Z tłumu wyszła pewna starsza pani, która w ciągu chwili zorganizowała na szybko jakiś plaster.
Jednak nie wszyscy Polacy są tak nieczuli na czyjąś krzywdę, jak się ich przedstawia w mediach. Są jeszcze w tym kraju ludzie gotowi przyjść z pomocą w sytuacjach awaryjnych.
A dziewczynę pozdrawiam, mam nadzieję że z oczkiem wszystko w porządku, a lekko rozsypane okulary jakoś dotrwały do końca podróży 😉 Masz nauczkę – gdyby kózka nie biegała, to by bryle całe miała…