No i stało się. Kiedyś musiało. Założyłem sobie konto na DeviantArt.com (tutaj). Chociaż właściwie to nie założyłem, tylko odświeżyłem, bo mam tam konto od dłuższego czasu, tylko do niedawna nieużywane.
Co ja tam wrzucam? Przeróżne różności, najczęściej krajobrazy, zdjęcia przyrodnicze, różne „dzieła” nawiązujące do Looney Tunes… w kolejce czeka na obróbkę i wrzucenie obszerny fotoreportaż z koncertu Gienka Loski z Chorzowie w czerwcu 2011.
„Dzieł” nawiązujących do Looney Tunes jest najwięcej. I prawie wszystkie nawiązują do Honey Bunny.
I tu muszę wspomnieć o wspomnianej w tytule bugsomanii, której nawrót ostatnio przeżywam, a której objawy ostatnio obserwowałem u siebie w dzieciństwie. W poprzednim wpisie było coś niecoś o grze „Bugs Bunny Crazy Castle” – i zaczęło się! Niezależne dochodzenie wykazało, że mój (a także milionów innych przerośniętych dzieciaków) idol miał w życiu nie jedną, nie trzy, nie sześć, ale aż dziesięć dziewczyn! Co najmniej. Albowiem co jakiś czas trafiam na kolejne. No bo tak, jedna bezimienna żona, druga żona imieniem Pani Bugs Bunny, króliczka-robot, Millicent (słusznych gabarytów „królisia” z Rosji), Daisy Lou, Lula Belle, kotka Penelopa, przemieniona w króliczkę Wiedźma Hazel, Bonnie Bunny, Bertie Bunny, Magnolia Bunny, Honey Bunny i Lola Bunny. Ej, coś mi się nie zgadza! Na pewno dziesięć? Policzmy jeszcze raz… nie, nie dziesięć. Już trzynaście.
Najdłużej kręcił z Honey Bunny – ponad pół wieku. Pojawiła się po raz pierwszy w 1953 roku, z jej debiutanckiego komiksu dowiadujemy się, że jest kuzynką Bugsa i marzy jej się kariera znanej podróżniczki i wyłapywaczki słoni w Afryce. W ciągu następnych lat bardzo się zmieniła wizualnie, można powiedzieć, że przeszła więcej metamorfoz niż Lady Gaga. Pojawiała się wszędzie oprócz filmów krótkometrażowych – najczęściej można ją było spotkać na różnego rodzaju pamiątkach czy grafikach, sporadycznie występowała też w komiksach. Zniknęła w 1996 roku, gdy na srebrnym ekranie w filmie „Kosmiczny Mecz” zadebiutowała niejaka Lola Bunny.
Fani natychmiast zaczęli dociekać, co skłoniło Warner Bros. do zastąpienia Honey Lolą. Ejże, zastąpienia? Czy może po prostu Honey przeszła kolejną metamorfozę (czy też „uaktualnienie”, jak to się mówi w USA), połączoną tym razem z przechrzczeniem? To wiedzą tylko ludzie pracujący w WB. Ja tymczasem wysnułem kolejną teorię, mianowicie w roku 1996 – czyli dokładnie w roku premiery „Kosmicznego Meczu” – jedna z firm zajmujących się w USA masową produkcją kiczowatych lalek (widziałem te lalki w Internecie – łobożesztymój, co za paskudztwo!) złożyła do urzędu patentowego wniosek o zastrzeżenie nazwy „Honey Bunny”, i z tego co się niedawno dowiedziałem wniosek został rozpatrzony pozytywnie. Być może więc zaszła wręcz konieczność zmiany imienia towarzyszki Bugsa, aby uniknąć jakichś konsekwencji prawnych czy też konieczności płacenia tejże firmie przez WB dużych pieniędzy w zamian za wykorzystywanie nazwy „Honey Bunny”. Imię Honey Bunny nie pojawia się też na żadnej z wydanych po 1996 roku pamiątek z tą królisią.
Jak już wspominałem, Honey zniknęła – ale tylko na kilka lat, gdyż już koło 1999 roku zaczęła się pojawiać ponownie, tym razem już tylko na pamiątkach i grafikach. Ostatnio, na obrazach autorstwa Juana Ortiza, przybrała wygląd nasuwający na myśl hybrydę jej postaci i Loli Bunny. Pojawiająca się u Ortiza towarzyszka Bugsa wygląda jak Honey, z małą różnicą – posiada mianowicie wzięte od Loli włosy koloru blond, uszy zaś ma – podobnie jak Lola – spięte fioletową gumką.
Jakoś tak się stało, że polubiłem tę postać (mimo iż z uwagi na jej absencję w filmach i wydawanych w Polsce komiksach nie mam prawa jej pamiętać, ostatnio jednak naściągałem całą masę skanów starych komiksów z Looney Tunes i Honey wystąpiła w kilku z nich), i to do tego stopnia, że zacząłem w pewnym momencie popełniać graficzki nawiązujące do Looney Tunes, zwykle z Honey w roli głównej. Jedne są autorskie, inne zrobione w nawiązaniu do sitodruków wydanych przez WB (ale bez totalnego kopiowania kreska w kreskę kropka w kropkę). Zrekonstruowałem też ostatnio oficjalny model sheet Honey Bunny, jaki WB rozesłało w 1980 roku do swoich franczyzobiorców, jednak z powodów regulaminowych nie wrzucam tego na DeviantArta (pod koniec notki wrzucę linka do strony, na której ów odtworzony model sheet można obejrzeć).
Niestety, zaczęły się małe kłopoty. Otóż napatoczył mi się jakiś taki dwulicowy „purysta”, który zarządza jednym z deviantowych fanklubów Królika Bugsa. W regulaminie napisał, że grafiki podsyłane do klubu muszą zawierać Królika Bugsa i muszą być całkowicie autorskie. Podesłałem więc parę swoich prac, a ten wszystkie odrzucił, twierdząc że wszystkie (tak, według niego absolutnie wszystkie) są „zerżnięte” (po angielsku „traced”) z oficjalnych produktów WB i że wszystkie kwalifikują się do zaraportowania. Ja po jakimś czasie zajrzałem do klubowej galerii i znalazłem co najmniej siedem prac, które on zatwierdził, a które stanowią niejednokrotnie wręcz ewidentne plagiaty – żywcem przekalkowane oficjalne sitodruki z WB czy przezroczyste gify, wydrukowane i pokolorowane kredkami. Znalazłem nawet parę gifów wziętych z fragmentów „Kosmicznego Meczu”. Wyszło więc na to, że synek akceptując te „prace” złamał regulamin, który sam napisał. Wybiórczo stosowane prawo jest gorsze od faszyzmu, naprawdę.
Wracając jeszcze na chwilę do bugsomanii, oto kolejny jej przejaw – Ponadczasowy Królik Bugs. Tak, cała ta strona jest moja. Swoją drogą, ciekawe czy bugsomania nadaje się jeszcze do leczenia, czy może to jest jakaś nowa jednostka chorobowa? 😛
No dobra. Czas na scenkę z jednej z krótkometrażówek. Szpital psychiatryczny. Łykamy pigułkę. Nic się nie dzieje! AAAAA łźiiiii hdizxjgdfs\hvzufhsbdhd782e6tdv <dziwne oczka> <uszy na krzyż> No dobra, powtarzamy: Jestem Ełmeł J. Fudd, miłioneł, posiadam wiłłę i jacht. Jeszcze raz! Jestem Ełmeł J. Fudd, miłioneł, posiadam wiłłę i jacht. Jeszcze raz! Jestem Elmeł J. Fudd, miłioneł, posiadam wiłłę i jacht.
Wypis: pacjent w stanie ogółnym dobłym, kłólikoza ustąpiła, możłiwy nawłót.